poniedziałek, 27 czerwca 2016

Dzień 5

          Staszek "Mondej" Kowalski szedł jak na skazanie. Nie znosił piątków, zawsze mu się ciągnęły. Nie wiedział jednak, ze ten piątek będzie inny... Już z daleka widział, że coś dziwnego zwisa z ogrodzenia orlika. Ale zwłok to się nie spodziewał. W sumie, to codziennie ktoś ginął - dosłownie. Podszedł do orlika, przyglądając się bezgłowemu truchłu ponad jego głową. Co do głów, patrząc pod nogi zobaczył paskudną mordę Juliana.
– Ty chyba nie czujesz się najlepiej, co? – zapytał i kopnął łeb. Bardzo Juliana nienawidził, więc sprawiło mu to głupią uciechę. – Chyba nie.
A wtedy rozległ się pisk niewinnych dziewic, bowiem klasa IIIc miała mieć WF. Mondej przekrzywił głowę zdziwiony.

sobota, 28 maja 2016

Dzień 4

          Kordelia sunęła powoli korytarzem. Odepchnęła koła wózka inwalidzkiego, manewrując pomiędzy uczniami. Nikt nie proponował jej pomocy; po dwóch latach wszyscy i każdy z osobna wbił sobie do łba, że różowowłosa da sobie radę sama. Nawet nauczyciele już wokół niej nie skakali.
- Uważaj!! - krzyk Mauryca rozdarł powietrze, wózek poleciał do przodu, Kordelia z niego wypadła i po chwili leżała w plątaninie nóg i rąk swoich oraz Maurycego. A obok nich leżały zwłoki. Drugi patrzył się martwymi oczami, jak Mauryc wstaje. A właściwie... Tylko jednym okiem. Na szyi miał zawiązany ciasno sznur, a na jego drugim końcu był długopis.
- Maurycy... - Kordelia pobladła, odsuwając się rękoma od zwłok.
- Co?
- Masz o-oko we włosach... - zająknęła się dziewczyna, a Maurycy zaczął szybko otrzepywać rękoma rudą czuprynę. Oko Drugiego spadło jakiejś dziewczynie pod nogi, a ta pisnęła jak  świnka morska.

piątek, 20 maja 2016

Dzień 3


           Trzeciego dnia było już pewne, że teoria Ady się potwierdza. Dwa trupy pod rząd? To jeszcze dało się wyjaśnić przypadkiem, ale kiedy trzy razy w ciągu trzech dni giną ludzie, staje się jasne, że coś jest nie tak.
Maurycy zaczął się bać; policja nic nie wskórała i raczej tego nie zrobi. Ada miała wczoraj trochę racji; powinni odwołać lekcje...

          Tym razem ofiarą padł Dwudziesty Szósty. O dziwo, w szkole nigdzie nie było widać Sebastiana. Nikt z jego klasy nic nie wiedział.
Maurycy zaczął się martwić. Postanowił, że po szkole pójdzie do Seby do domu, żeby zobaczyć, co u niego.  Może na serio wdało mu się zakażenie? Denerwował się przez cały czas.
W pewnym momencie zaczepiła go Weronika.
- Mauryc? Wiesz może, co z Sebą? Nie przyszedł dzisiaj do szkoły...

poniedziałek, 16 maja 2016

Dzień 2

          "Yyy... proszę pani? Proszę pani, w bibliotece trup leży. Nie, żeby coś."
Słowa Sebastiana, niby wypowiedziane tak codziennym i zwykłym tonem, odbiły się echem od ścian i sprawiły, że panią Lucynę Helisz wbiło w podłogę. Drugi dzień. Drugi trup. I tym razem uczeń.
Policja już była na miejscu; stali nad ciałem Mateusza, debatując o czymś zaciekle. Heliszowa się im przyglądała beznamiętnie; nie znosiła chłopaka, jak zresztą wszystkich. Zastanawiała się teraz, czy JEJ życie nie jest przypadkiem w niebezpieczeństwie. Podzielenie losu Mateusza i pana Piwowarskiego było ostatnią rzeczą, której chciała, choć życzyło jej tego wielu uczniów.
- Dobrze, że to nie nasz klasowy Mateusz - odetchnął z ulgą Seba.
- E tam, ja bym go nie żałowała - powiedziała z przekąsem Weronika, przez co została pacnięta w głowę przez Krzyżanowskiego - Hej!
- Przestań pieprzyć - skarcił ją chłopak i posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. W końcu jedynymi osobami na jakich zależało mu w tej szkole były Gargamel i Mauryc. I ewentualnie Wera, ale ona była cholernie wkurzająca.
- Powinni moim zdaniem odwołać lekcje, skoro grasuje tutaj morderca - stwierdziła Ada Zdzisławska.
- Myślisz, że ktoś jeszcze zginie? - Mauryc się wzdrygnął.
- A czy to nie oczywiste? - Zdzisławska spojrzała się na Mauryca jak na niedorozwoja.

sobota, 14 maja 2016

Dzień 1

  Był to zimny, grudniowy poranek. Uczniowie klas drugich i trzecich, w tym wiecznie pomijana II d i znana z bycia najgorszą w szkole III c spokojnie zmierzali do klas.
Pierwszą lekcją tego dnia była znienawidzona przez Maurycego historia. Sam w sobie przedmiot nie był zły, ale nauczyciel skutecznie go do niego zniechęcił.
Czekali pięć minut, a Piwowarski nie przychodził. Dziesięć minut. Piętnaście.
Klasa rozsiadła się na podłodze i zachowywała się stanowczo za głośno. Mauryc nie wiedzieć czemu zaczął się niepokoić; nie wiedział wtedy, dlaczego. Instynkt? Zdziwienie, że nie wysłali nikogo na zastępstwo?
Otworzył drzwi do klasy i nawet nie zdążył się zdziwić, że są otwarte. Serce mu zamarło i zaraz zaczęło bić szybciej, niż Niemcy zwiewali po wojnie. Na podłodze leżało ciało Piwowarskiego, w krtań wbity miał długopis, ten czarny w gwiazdki. Na ścianie ponad nim, krwią napisano słowa:
"KOPERNIK BYŁA KOBIETĄ!".