poniedziałek, 16 maja 2016

Dzień 2

          "Yyy... proszę pani? Proszę pani, w bibliotece trup leży. Nie, żeby coś."
Słowa Sebastiana, niby wypowiedziane tak codziennym i zwykłym tonem, odbiły się echem od ścian i sprawiły, że panią Lucynę Helisz wbiło w podłogę. Drugi dzień. Drugi trup. I tym razem uczeń.
Policja już była na miejscu; stali nad ciałem Mateusza, debatując o czymś zaciekle. Heliszowa się im przyglądała beznamiętnie; nie znosiła chłopaka, jak zresztą wszystkich. Zastanawiała się teraz, czy JEJ życie nie jest przypadkiem w niebezpieczeństwie. Podzielenie losu Mateusza i pana Piwowarskiego było ostatnią rzeczą, której chciała, choć życzyło jej tego wielu uczniów.
- Dobrze, że to nie nasz klasowy Mateusz - odetchnął z ulgą Seba.
- E tam, ja bym go nie żałowała - powiedziała z przekąsem Weronika, przez co została pacnięta w głowę przez Krzyżanowskiego - Hej!
- Przestań pieprzyć - skarcił ją chłopak i posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. W końcu jedynymi osobami na jakich zależało mu w tej szkole były Gargamel i Mauryc. I ewentualnie Wera, ale ona była cholernie wkurzająca.
- Powinni moim zdaniem odwołać lekcje, skoro grasuje tutaj morderca - stwierdziła Ada Zdzisławska.
- Myślisz, że ktoś jeszcze zginie? - Mauryc się wzdrygnął.
- A czy to nie oczywiste? - Zdzisławska spojrzała się na Mauryca jak na niedorozwoja.
- Nie. To nie jest oczywiste - Sebastian podszedł do Ady i Mauryca, lustrując Zdzisławską podejrzliwym spojrzeniem. Weronika na wszelki wypadek położyła dłoń na jego ramieniu, żeby nie odwalił czegoś, czego mógłby żałować, chociaż wiedziała, że ma na to znikomy wpływ.
Maurycy szybko się odsunął, jakby Ada była odbezpieczonym granatem.
- A co, nie zdziwiło cię, że dwie osoby zostały zabite długopisem dwa dni pod rząd? - Zdzisławska spojrzała na Mateusza, który miał wbity w nadgarstek długopis. Rękę miał zanurzoną w gorącej wodzie (która zdążyła już wystygnąć) by przyspieszyć krwawienie. - Mówię ci, ze to seryjny morderca!
- Seryjny morderca, mówisz... - Sebastian patrzył na nią coraz bardziej podejrzliwie. Miał to niebezpieczne spojrzenie, które nie wróżyło nic dobrego; jedynie tyle, że zaraz prawdopodobnie wydarzy się coś niezbyt przyjemnego. Uroki zawarcia paktu z diabłem.
- Naczytałaś się kryminałów, moja droga. - Lidia Molenda, młoda bibliotekarka, pojawiła się znikąd. - Mateusz zapewne popełnił samobójstwo.
- No... Ale długopis...?! - Zdzisławska podniosła głos.
- Rozmawiałam z policją, też sądzą, że to samobójstwo.
-Nie wierzę! Udowodnię wam, że mam rację i odkryję, kto zabił! - powiedziała Ada, po czym zwiała im z pola widzenia.
- Policjantem nie jestem, ale również uważam, że to morderstwo - Krzyżanowski spojrzał na bibliotekarkę. Cudownie, miał już dwie podejrzane na liście.
- Seba, teraz szukasz dziury w całym, sam sobie robisz problem - westchnęła Weronika - Odpuść, chociaż raz...
- Nie szukam żadnej dziury. Wiem, co widzę. Mam przeczucie, że się nie mylę - chłopak zacisnął wargi. Był zmęczony ciągłym powątpiewaniem w jego osobę.
Mauryc przygryzł wargę.
- Jeśli to było samobójstwo, to dlaczego zrobił to w bibliotece?
Molenda wzruszyła ramionami.
- Nie chciał, żeby ktokolwiek go odratował? W domu mogli być jego rodzice, a w szkole  nie było nikogo.
- A może od chciał, żeby ktoś go znalazł.  - Molenda zmarszczyła brwi. - Jakby chciał komuś powiedzieć  "to twoja wina".
- Albo po prostu ktoś go jednak zabił - odparł Maurycy.
- Gdybym chciał kogoś przyprawić o poczucie winy, zostawiłbym mu kartkę pożegnalną. Albo wysłał na Facebooku selfie krótko przed zgonem - Krzyżanowski wzruszył ramionami - Mauryc dobrze prawi, ktoś go zapierdzielił naszym dobrem narodowym, czarnym długopisem w gwiazdki.
Chłopak bezwiednie przeczesał rude włosy palcami.
-Tylko dlaczego? - zapytał.
- A tego, to nawet i ja nie wiem. Może jakieś yandere ma Senpaia-geja? - starszy z nich przeczesał włosy palcami.
- Ale niby jakie yandere...? - spytała Weronika.
- Możliwe... - mruknął Maurycy. - Ale dlaczego w takim razie zabiła Piwowarskiego? Bycie gejem to jedno, ale, że Piwowarski?
- Może Piwowarski też był gejem? - Wera derpnęła, a Seba uraczył ją facepalmem.
- I zakochał się w senpaiu tamtej dziewczyny - dokończył Mauryc. - A ona go zabiła. To ma sens.
- No nie, wy tak na serio? - westchnął Sebastian a Weronika skinęła głową - Ja na was nie mam siły. Jedno lepsze od drugiego!
-A masz jakiś lepszy pomysł? -zapytał rudzielec. -  Słuchamy!
- Nie mam lepszego pomysłu, ale to jest tak idiotyczne... - oznajmił szesnastolatek.
- Sam jesteś idiotyczny! - blondynka prychnęła urażona.
- Może po prostu morderca jest - bo ja wiem? - powiedzmy, chory umysłowo i czuje potrzebę zabijania? - zasugerowała bibliotekarka.
- Pani naczytała się jeszcze więcej kryminałów niż Ada!
-Przynajmniej nie czytuję gejozy - odparła na to Molenda z wyższością.
- Akurat w tym momencie popieram panią Molendę - Seba skinął głową z uznaniem co spotkało się z jeszcze większym urażeniem blond Weroniki i jej fochem.
- Już chyba Ada szybciej to rozgryzie, niż my! - mruknął Mauryc.
- Jeśli będziemy brać po uwagę takie hipotezę, że Piwowarski był gejem i dlatego zginął, to raczej do niczego nie dojdziemy... - stwierdziła Molenda.
- No właśnie. Kto normalny wymyśla takie rzeczy? - spytał Sebastian.
- Ja - oznajmiła Weronika z uroczym uśmieszkiem.
- Od kiedy jesteś normalna? - Krzyżanowski uśmiechnął się wrednie.
- Od zawsze... hej! - dziewczyna spojrzała na niego wkurzona, a ten jedynie się zaśmiał. Wredny jak zawsze.
Maurycy prychnął, urażony i przewrócił oczami
- Przynajmniej mieliśmy jakiś pomysł - burknął.
- Debilny pomysł, zapomniałeś dodać, mój rudy przyjacielu - odpowiedział nieco kąśliwie Krzyżanowski.
Maurycy już miał mu odpowiedzieć, ale bibliotekarka nie dała mu się wykazać.
- Dobra, dobra, spokojnie! Jak będziemy się kłócić, to nie złapiemy mordercy.
- My go w ogóle nie złapiemy, proszę pani. Ten gość jest jakiś pro. Zabił dwie osoby czarnym długopisem w gwiazdki - czarnowłosy uniósł brwi.
- Naszym dobrem narodowym! - dodała Weronika.
Maurycy pokiwał głową, całkowicie się z nimi zgadzając. Molenda  westchnęła.
- Skoro tak, powiedzcie mi proszę, po co my tu gadamy? - zapytała bibliotekarka.
- Niech pani nam to powie - Sebastian skrzyżował ręce.
- Lepiej zostawić to Adzie - stwierdził Maurycy. -  Skoro chce znaleźć mordercę to niech próbuje. Zresztą zaraz i tak będzie lekcja.
I w tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
- Ada akurat jest pierwsza na mojej liście podejrzanych - wzruszył ramionami Krzyżanowski - A teraz, pardonnez-moi, idę na francuski, au revoir - chłopak odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę.
- Auf Wiedersehen, dupku - prychnęła Weronika i poszła w przeciwną stronę, bowiem była ona w grupie niemieckiej.
Mauryc z kolei miał teraz angielski, więc skierował się do trzysetki, z którą nie miał najlepszych skojarzeń przez wczorajsze przesłuchanie. O ile można to tak nazwać.

         Ledwo zaczęła się lekcja, do klasy wbiła Ada Wiktorowska z klasy I a. Za dużo tych Ad. Uwagę Mauryca przykuła dziwna plama na rękawie. Czerwona. Jakby... krew.
- Dzień dobry, chciałabym prosić dziennik klasy I a - uśmiechnęła się.
- Chwileczkę, akurat miałam wpisywać uczniom oceny na semestr. Już kończę - pani Wiśniewska uśmiechnęła się delikatnie, wstawiała właśnie kilka ostatnich ocen.
Maurycy wstał gwałtownie, a oczy wszystkich się na niego skierowały.
-C ...co stało ci się w rękę? - zapytał roztrzęsionym głosem.
- Oh... -Ada podwinęła rękaw, a jego oczom ukazała się kilkucentymetrowa szrama. - Kot mnie podrapał.
- Maurycy, o co ci chodzi? -  Wiśniewska posłała mu zaniepokojone spojrzenie.
- Nic.. Nieważne - powiedział, po czym usiadł na swoim miejscu i wbił spojrzenie w blat. Co on sobie wyobrażał?! Że złapie seryjną morderczynię? Aż do tej chwili nie miał się za idiotę...
- Mauryc... - westchnęła kobieta, po czym wstała i podeszła do chłopaka. No tak. Pani Wiśniewska i jej wrażliwe serduszko, na poważnie brała nawet zerwania nastolatek. Położyła dłoń na jego ramieniu - Powiedz, o co ci chodzi?
- Naprawdę, o nic - powiedział. Czuł na sobie spojrzenia całej klasy. - Nie myśli pani chyba, że kłamię...
- Akurat po tobie widać, kiedy kłamiesz, chłopcze - patrzyła na niego współczującym spojrzeniem. Naprawdę nie chciała źle.
- Dziewczyna go rzuciła - jakiś osiłek rzucił kąśliwą uwagę i uśmiechnął się wrednie.
- E tam. Która by go chciała? - odezwał się kolega z ławki owego jegomościa. Dwójka wrednych, napakowanych dresów. Pół klasy zaczęło rechotać.
- Dzieci, uspokójcie się - poprosiła Wiśniewska, jednak niezbyt wiele to dało.
Chłopak zacisnął dłoń na długopisie i wymamrotał coś.
- Co powiedziałeś? - zapytał dresiarz, wciąż ignorując panią Wiśniewską.
-Powiedziałem, głuchoto, że na pewno podobam się większej ilości dziewczyn, niż ty! - krzyknął. Wszyscy zamilkli, a Adzie dziennik wypadł z rąk.
- Chłopcy, tego już zbyt wiele - oznajmiła nauczycielka - Jeżeli w się nie uspokoicie, wpiszę wszystkim uczestniczącym w tej kłótni i wszystkim śmiejącym się uwagi.
- Proszę, mnie może pani wpisać, co mnie to? - napakowany gość położył nogi na stole - Pluję dyrekcji w ryj.
Nauczycielka nic nie powiedziała, wstała i podeszła do biurka. Wzięła dziennik klasy II d.
- Nazwiska.
Klasa zamarła. Wiśniewska nigdy wcześniej nie wpisywała nikomu uwag ani jedynek.
Gdyby Mauryca też nie zatkało, powiedziałby ich numery (drugi i dwudziesty szósty), ale nie mógł się odezwać.
- Drugi - prychnął jeden dresiarz.
- Dwudziesty szósty - oznajmił spokojnie drugi. Jak widać, dalej nie wierzyli, że Wiśniewska wpisze im uwagi.
- Wyśmienicie - nauczycielka jednak zaczęła skrobać coś w dzienniku. Pierwsza w historii uwaga wpisana przez Wiśniewską. I druga.
Rudy pomyślał, że będzie musiał powiedzieć o tym Sebie, i wpisać do zeszytu od fizyki - dwa dni, dwa morderstwa, dwie niemożliwe rzeczy.
- Nie wpisała pani tych uwag - oznajmił jeden dresiarz.
- Wpisałam. Pokazać? - nauczycielka uniosła brwi.
- Oczywiście.
Wiśniewska wstała, wzięła dziennik i podeszła do tych dwóch mądrali. Dresiarzom szczęka opadła.
- "Powiedział, że rudego kolegi nie chciałaby żadna dziewczyna, a spytany o nazwisko powiedział, że 'dwudziesty szósty' " - przeczytał jeden z tych mięśniaków, a oczy tej dwójki zrobiły się okrągłe jak pięć złotych.
Maurycemu szczęka niemal uderzyła o ławkę; Wiśniewska. Wpisała. Uwagę. W innych okolicznościach zacząłby się śmiać, biorąc pod uwagę jej treść.
- Zadowoleni, chłopcy? - spytała kobieta łagodnym tonem. Ci nie odpowiedzieli. Dalej wpatrywali się oczami okrągłymi, niczym pięć jenów.
- Uznam to za odpowiedź twierdzącą - oznajmiła, po czym wróciła do biurka - Adziu, możesz wziąć dziennik. Pani na pewno się niecierpliwi.
- Dobrze... - powiedziała Ada i szybko wyszła z klasy. Zapadła głucha cisza.
Maurycy dopiero teraz zamknął usta. Miał niejasne przeczucie, że jeszcze mu się oberwie, za to, co powiedział i że tylko on nie dostał uwagi, ale w tej chwili czuł się... Jezu... jakby wygrał na loterii.
- Dobrze, a teraz przystąpimy do tematu lekcji. Będziemy powtarzali "present continous"...

          I lekcja minęła dalej spokojnie. Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek. Uczniowie zgarnęli swoje torby i wyszli. Dwójka dresów zrobiła to nadzwyczajnie szybko.
Drobna budowa Maurycego miała swój wielki plus - łatwo znikał w tłumie. Rzucił swój plecak przed drzwiami klasy od matmy, a potem dzida przez korytarz, żeby znaleźć Sebę.
Sebastiana na nieszczęście nie było widać. No tia. Było coś koło czternastej, Seba kończył akurat lekcje. Miał dzisiaj krócej, niż Mauryc. Krzyżanowski do tego musiał się spieszyć, bo miał dzisiaj trening. Maurycy zaklął cicho; zapomniał o tym zupełnie.
Stał teraz na środku korytarza, niejasno czując, że ktoś do niego podchodzi. Obejrzał się i zobaczył dwójkę dresów, Drugiego i Dwudziestego Szóstego, jak zaczął ich w myślach nazywać.
- Proszę, proszę, kogo ja tu widzę? - zaśmiał się Dwudziesty Szósty.
- Nasz "rudy kolega"! Faworyt Wiśniewskiej! - wyszczerzył się Drugi. Stanęli niebezpiecznie blisko rudego.
- Ktoś tutaj uniknął kary za pyskowanie...
Mauryc ani myślał, żeby się przed nimi płaszczyć, czy uciekać, bo i tak by się nie udało. Jak go pobiją, to trudno; jakoś to przeżyje.
- Nie boję się was- skłamał w żywe oczy i aż zdziwił się, że nie zaczął się jąkać.
- Jaki odważny! - zawołał jeden z nich i oboje podeszli jeszcze bliżej. Jeszcze chwila i go zleją...
Ale ta chwila nie nastąpiła.
Dwudziesty Szósty został szarpnięty za kaptur i dostał z sierpowego w twarz tak mocno, że aż upadł. A któż był sprawcą? Sebastian, nikt inny. Czarnowłosy stał z torbą na ramieniu, podciągnął rękawy koszuli.
- Ładnie tak czepiać się słabszych? - prychnął.
- Proszę, rudy znalazł sobie obrońcę! - zagwizdał Drugi.
- Proszę, mięśniak zgubił sobie przednie zęby! - Seba znalazł się przy nim w ułamku sekundy i przyłożył mu z pięści w twarz. Mocno. Dresiarz aż przechylił się do tyłu, ale nie upadł.
- Jaka szmata...! - splunął krwią.
- Co żeś powiedział? - Krzyżanowski złapał go za fraki.
- Żeś szmata!
Seba nie czekał na nic więcej. Kopnął go z kolana w brzuch i popchnął na ścianę.
Maurycy nie poruszył się nawet o milimetr. Wstrzymał oddech, patrząc jak Drugi pada na ścianę i osuwa się na podłogę.
Seba po raz drugi w ciągu dwóch dni wybawił go z opresji...
Starszy z chłopców zmierzył obu dresiarzy lodowatym spojrzeniem.
- Coś jeszcze? - powiedział, o dziwo spokojnie. Drugi przylgnął do ściany i patrzył na Sebastiana jak na jakiegoś kosmitę, jednak Dwudziesty Szósty o dziwo wstał.
- Złamałeś mi nos, szujo - warknął.
- Jak nie odpuścisz, to złamię ci coś jeszcze - Seba przewrócił oczami.
- Dawaj.
Krzyżanowski wziął głęboki oddech. Wprawdzie już wdał się w bójkę, ale nie chciał się w tym momencie dać sprowokować durnemu dresiarzowi. Był ponad to.
- Tchórzysz? - mięśniak ponowił pytanie, jednak odpowiedziała mu cisza. Sebastian stał i wpatrywał się w niego równie chłodno, jak przedtem, ale nic nie mówił.
- Tak myślałem. Ciota - Dwudziesty Szósty podszedł do trzecioklasisty i wymierzył mu porządny cios. Seba jednak bez problemu go zablokował i oddał ze zdwojoną siłą.
- Nie podskakuj, paniedziejaszku - oznajmił, dalej spokojnie. Co za piekielna siła pozwalała mu zachowywać spokój w takich sytuacjach?
Dwudziesty Szósty jednak nie postanowił ustąpić. Doleciał do Seby jak wściekły i próbował go trafić. Krzyżanowski jednak był dość porządnie wytrenowany, więc z unikami nie miał większego problemu.
- Seba! - dało się słyszeć piskliwy głosik pewnej blondynki, która do tego upuściła książki.
- Wera?! Co ty tu...?! - Sebastian odwrócił się na moment dosłownie, jednak to wystarczyło. Dostał w twarz tak mocno, że aż upadł. Dziewczyna pisnęła i odskoczyła.
- Seba! - wrzasnął za nim Maurycy; nie mógł do niego podbiec, bo stał pomiędzy nimi Dwudziesty Szósty, który względem jak czołg w porównaniu z rowerem. Maurycy od początku tej bójki wiedział, że skończy połamany, ale nie spodziewał się, że wciągnie w to jeszcze Sebę.
- Nic mi nie jest - mruknął czarnowłosy i podniósł się z podłogi. Miał podbite oko.
- Seba... - wydukała Weronika.
- Mnie nic. Ale jemu zaraz coś będzie - Krzyżanowski podszedł do Dwudziestego Szóstego i z całej siły kopnął go w krocze, a następnie -bez żadnych ceregieli - wepchnął do damskiej łazienki, z której w tamtym momencie wydobył się pisk niewinnych dziewic.
- I po sprawie.
Kilka dziewic wybiegło na korytarz, nadal krzycząc.
Maurycemu zabrakło języka w gębie; wiedział, że Seba jest silny, że zawarł pakt z demonem, i że chodzi na boks, ale zdawać sobie sprawę, a zobaczyć to na żywo, to dwie różne rzeczy.
Podszedł do starszego chłopaka.
-Przepraszam, to moja wina... - powiedział rudzielec. -  Gdybym im nie odpyskował nic by ci się nie stało...
- Przecież nic mi się nie stało - Sebastian zacisnął wargi - Po prostu następnym razem uważaj na siebie, młody.
- Seba! - Weronika podbiegła do niego - O Boże, przepraszam, powinnam była siedzieć cicho...
- Jak raz - prychnął chłopak i skrzyżował ręce. Dziewczyna spuściła wzrok.
- Nie powinieneś iść w tym stanie na trening...
- Sranie w banie. Nic mi nie jest, oui? - Sebastian był coraz bardziej poirytowany.
- A... Ale masz podbite oko! Na pewno dobrze się czujesz? - zamartwiał się o niego Mauryc. Nie chciał, żeby Sebie się coś stało, zwłaszcza z jego winy...
- Na pewno. To oko trochę boli, ale przeżyję. Nic mi nie będzie - a Krzyżanowski dalej mówił spokojnym tonem, jak gdyby nic się nie stało. Typowe dla niego.
Maurycy westchnął. Wiedział, że mogło boleć go jak diabli, ale starszy z chłopców by się do tego nie przyznał...
- Może lepiej nie idź. Wera ma rację - Mauryc się uparł.
- Pójdę na ten trening. Rany, nic się nie stało, mam siniaka. Nie umrę od tego - Sebastian dalej zbywał problem.
- A jak ci się jakieś zakażenie wda, czy coś...? Powinieneś iść do pielęgniarki... - Weronika również się upierała.
- Będę leciał z jednym siniakiem do pielęgniarki? Upadłaś na głowę? - Seba uniósł brwi. Weronika cicho westchnęła.
- O nie, nie! Idziesz do pielęgniarki, dopóki jeszcze nie wyszła! - Maurycy pociągnął Sebastiana za rękę, ale ten ani drgnął. Rozległ się dzwonek, ale rudy ani myślał, żeby iść do kasy.
- Mauryc, dajże spokój. I idź na lekcję, bo się spóźnisz - teraz Sebastian mówił do niego jak dorosły. Jakby go pouczał.
- Nie mów mi co mam robić! - odparł Mauryc, zirytowany. - Jesteś zaledwie rok starszy ode mnie. Idziemy teraz do pielęgniarki. I kropka. - Rudzielec ciągnął go dalej.
A Krzyżanowski dalej stał jak słup.
- Ty też nie mów mi co mam robić. Mam jakąś tam swoją wolną wolę - oznajmił spokojnie.
Maurycy prychnął i puścił go.
- Dobra, ale jak faktycznie dostaniesz zakażenia, to ja cię ostrzegałem!  - powiedział, po czym poszedł pod klasę, zabrał swoje rzeczy i wszedł do środka, nie oglądając się.
- W porządku - Seba wzruszył ramionami i nie przejmując się niczym, poszedł do wyjścia, zostawiając wciąż zmartwioną Weronikę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz