Wzgardził winem czerwonym

(Uwaga! One-shot ma miejsce rok przed wydarzeniami z "Długopisów..." i "I oby wszyscy zginęli". Tak więc Sebastian jeszcze nie podpisał paktu z diabłem, chłopcy dopiero się w tym opowiadaniu poznają.)


          Był to piątek, ten przeklęty piątek. I przedostatnia lekcja, WF. I d miała mieć lekcję z jakąś drugą klasą. II c, klasa diabłów, szatanów i innych recydywistów. A co na lekcji? Krata - to, co miśki lubią najbardziej.
– Mauryc! – zawołał Selim.
Chłopiec odwrócił się, pośliznął i spadł na jakiegoś drugoklasistę.
– Rany, rudzielcu, gdzie ty stołujesz, co ty żresz?! – jęknął chłopak - Masz cegłę w dupie, czy jak?
– Nie, w kieszeni – odparł rudy i wyciągnął z kieszeni starą Nokię.
– To wiele wyjaśnia. A teraz, zleziesz ze mnie łaskawie? Twoja koścista szanowna dużo waży – czarnowłosy chłopak o oczach koloru niezidentyfikowanego posłał mu mordercze spojrzenie. Mauryc wstał, ale po chwili syknął z bólu i znów znalazł się na podłodze.
– Co ci się stało? – drugoklasista spojrzał na niego z lekkim derpem na twarzy.
– Może wziąłbyś go do pielęgniarki, a nie stał i derpił? – pani Zabiewska zwróciła mu uwagę. - Rusz dupę, Krzyżanowski!
– A co ja, szkolne nosze? – spytał chłopak.
– Tak – powiedział Selim, posyłając mu wredny uśmiech. Krzyżanowski przewrócił oczami.
– Walnąłbym cię, ale chyba hobbici i krasnale są pod ochroną – mruknął.
– No idź, szkolne nosze, a nie gadasz – warknęła Zabiewska.
– Może pani ruszy ten swój gruby tyłek pseudofitness i go zaniesie? – prychnął czarnowłosy.
– A ty zajmiesz się klasą i poprowadzisz WF? – Zabiewska sięgnęła po dziennik i wpisała uwagę czerwonym długopisem w gwiazdki. – No, idź!
– Oby ktoś wsadził pani ten długopis w dupę! – krzyknął Krzyżanowski, po czym wziął Mauryca na plecy i ruszył do gabinetu pielęgniarki.
– Jak dostanę przez ciebie przepukliny, to oni mi płacą odszkodowanie – mruknął.
– Lepiej oni, niż ja – burknął rudy.
– Jak mnie wkurzysz, to ty będziesz płacił, rudzielcu.
Maurycy nie skomentował tego, bo zorientował się, że Krzyżanowskiego łatwo zirytować...
Akurat zza rogu wyszła pewna blond drugoklasistka.
– Zapachniało gejozą, wiesz? Sebuś, kiedy zmieniłeś orientację?
– Morda w kubeł, blondyno – burknął "Sebuś".
– Ha! Geeeej! – zakrzyknęła dziewica.
– Gej, tak? GEJ? – Sebastian wpadł w furię. O mało nie upuszczając rudego, podszedł do Wery i pocałował ją w usta. Mauryc zamrugał. Zderpił. Sebastian odsunął się od Wery.
– Gejoza, oui? – prychnął i wyminął dziewczynę, Skierował się do gabinetu pielęgniarki, Mileny. Zapukał.
– Czego? – prychnęła kobieta, otwierając drzwi.
– Gówna psiego – odpowiedział Seba. – Niech pani weźmie ode mnie tę rudą zarazę.
– Połóż go tam – Milena skinęła głową na kozetkę. Sebastian wzruszył ramionami, a następnie ostrożnie położył Maurycego na kozetce. O dziwo.
– Dzięki – Mauryc się uśmiechnął.
– Proszę – odpowiedział Seba z poker face'm na twarzy. – Jak cię zwą, ruda zarazo?
– Maurycy – odparł. – A ty jak masz na imię?
– Sebastian – powiedział czarnowłosy. – Powiedziałbym, że miło cię poznać, ale prawie mi zmiażdżyłeś kręgosłup.
– Nie ja, tylko ten telefon. To nie moja wina...
– To nie twoja wina, ale twoja Nokia.
– To nie moja Nokia, tylko mojego ojca! – zaprzeczył Mauryc.
– To nie twoja Nokia, ale ojciec twój – oznajmił Seba.
– Nie każe mu pani wracać na WF? – burknął rudy.
– Macie lekcję z Zabiewską, aż tak złym człowiekiem nie jestem, żeby kazać mu tam wracać – odparła Milena.
– Już panią lubię – Sebastian się uśmiechnął. Szok.
– No, chociaż ktoś – Milena też się uśmiechnęła. Też szok.
– Ma pani Piccolo? Poświętujemy.
– Nie mam Piccolo, ale mam wino. Czerwone. Może być? – zapytała pielęgniarka.
– Jasne, spoko, jestem nieletni, ale wino jest super.
Milena wstała i wyjęła z szafki wino i dwa kieliszki. Mauryc zderpił, Seba uśmiechnął się nieco szerzej. Tak, uczeń będzie chlał czerwone wino z pielęgniarką. Takie rzeczy się zdarzają. Milena nalała sobie i Sebie wina.
– Też chcesz, młody? – spytała Mauryca.
– Nie... dziękuję.
Sebastian wziął łyk.
– Wzgardził winem czerwonym. E, tam, więcej dla nas – oznajmił.
I w tym momencie wbił dyrektor.
– Mileno... Co tu się dzieje?
– A, nie mieliśmy Piccolo, więc pijemy wino – odparła Milena.
– Chce pan trochę? – Krzyżanowski uniósł szklankę.
– A co mi tam, poproszę! – powiedział dyrektor. Milena nalała kieliszek także jemu. I tym oto sposobem chlał dyrektor, pielęgniarka i uczeń. A potem wbiła Wiśniewska.
– Panie dyrektorze, co tu się dzieje?! – pisnęła. Dyrektor wzruszył ramionami.
– Impreza jest- odpowiedziała Milena. – Chce pani wina?
– Mój Boże! - zakrzyknęła nauczycielka i zemdlała.
– Chyba powinnam się nią zająć, co? – mruknęła Milena, odkładając pusty już kieliszek na biurko. Położyła Wiśniewskiej poduszkę pod głowę i dolała sobie wina.
– Pani Milenko, skąd ma pani takie dobre wino? – spytał Seba.
– Z monopolowego na rogu – odparła.
-Dobry monopol. Dziękować - i Seba czknął. Czkawka pijaka...
– No, Mileno, upiłaś piętnastolatka czerwonym winem – zauważył dyrektor.
– No shit, Sherlock – powiedzieli równocześnie Milena i Seba. Seba wprawdzie nieco opóźniony, ale całkiem zgrabnie uciągnął angielski. A Mauryc patrzył an to wszystko zderpiony.
– Zwolni mnie pani, pani Milenko? Czuje się nieco nie na siłach – wybełkotał Sebastian. – Mam potem fizykę z Helisz!
– Mauryc, leć po dziennik – poleciła Milena.
– Ale mnie noga boli...
– A jego plecy bolały i cię niósł – odparła pielęgniarka. I w tym momencie weszła Helisz.
– Lucynko, poleć po dziennik, powinien być na małej sali – poprosiła Milena. Krzyżanowski wyszczerzył się w pijackim uśmiechu. Heliszowa zmierzyła go wzrokiem.
– Czy ty upiłaś ucznia, Mileno?
– Taak, a co? – zapytała pielęgniarka, nerwowo się uśmiechając.
– Czy on w ogóle da radę dojść na lekcję?
– Niee, a co? – czknął Seba.
– Właśnie dlatego potrzebujemy dziennika. No, leć, Lucynko, leć – polecił jej dyrektor, pijący już trzeci kieliszek wina.
– Ino hyżo! – zawołał Seba, pijący już trzynasty kieliszek wina. Maurycy strzelił facepalm'a.
– Sama idź sobie po ten dziennik, Milenko.
– A, spadaj władcza staruszko...
– Ale jest pani niemiła, pani Lucynko! – bąknął czarnowłosy, krzywiąc twarz w pijackim uśmiechu.
– Kiedy Sebastian jest miły dla pani Lucynki, to wiedz, że coś się dzieje. Kiedy Sebastian jest miły dla ciebie, to wiedz, że diabeł się tobą interesuje – oznajmił dyrektor i wypił duszkiem kolejny kieliszek.
– O to to! Słuszna uwaga! – zakrzyknął owy Sebastian.
– No więc leć po dziennik, zanim cię diabły, szatany opętają – powiedziała Milena.
– Popieram!- Krzyżanowski o mało nie spadł z krzesła, ale Mauryc złapał go pod ręce. – Dziękuję, Maurycku.
– Nie mów do mnie "Maurycku", bo cię puszczę – bąknął rudy. Sebastian zaczął się śmiać, już pijany w sztok. Milena posadziła go koło Mauryca, a ten dalej ryczał ze śmiechu.
– Gdyby nie była pani ode mnie jakieś dwa razy starsza, zaprosiłbym panią na randkę, pani Milenko!
– zawołał drugoklasista.
– Niech pani szybciej mu wypisuje to zwolnienie – westchnął Mauryc.
– Nie mam dziennika.
– To niech pani po niego pójdzie!
– Bez nerwów, wiewiórko – Seba lekko poczochrał czuprynę Mauryca.
– Nie jestem wiewiórką! – Mauryc odtrącił jego rękę. Milena westchnęła i poszła po dziennik.
– W porządku, ruda małpo... – odezwał się Sebastian.
– Ty się już lepiej zamknij, co? – burknął rudzielec.
– Non, mon ami!* Wolny kraj!
Milena wróciła z dziennikiem.
– No, lepiej Milenę podrywaj, a nie mnie od rudych małp wyzywasz – mruknął Mauryc.
– Zawsze mogę zacząć podrywać ciebie – Sebastian wykrzywił swoją mordę w lennyface'ie
– Zapachniało powiewem gejozy!** – zanucił dyrektor.
– Panie dyrektorze, dlaczego pan nienawidzi biednego Jaskra? I mnie też?! – załamał się Mauryc.
– Bo mu wolno! – jęknął Krzyżanowski. Milena wypisała zwolnienie Sebastianowi.
– Rudy, zabierz go do domu.
– Ale mnie noga boli! I nie wiem, gdzie on mieszka! – zbulwersował się Mauryc.
– Lipowa 66/6 – czknął Seba.
– Ale moja noga...
Milena podała mu kule.
– Nadal będziesz tak narzekać? No, idź, tobie też napiszę zwolnienie.
– Darmowe zwolnienie, rudy, pomyśl – dodał czarnowłosy.
Maurycy westchnął.
– Idźże, młody – poradził dyrektor.
– Noż dobra! - warknął chłopiec i wstał, podpierając się na kulach. Krzyżanowski też się podniósł, o mało nie wywracając się przy tym, ale jakoś utrzymał się w pionie.
– Dziękuję, Maurycu – bąknął.
– No, chodźmy. – Rudzielec ruszył w stronę drzwi.
– Do widzenia – powiedziała wyjątkowo miło Milena, ale Mauryc ją zignorował.
– Do zobaczenia, pani Milenko, dziewico o ciemnoblond włosach... czy aby na pewno dziewico? – wybełkotał piętnastolatek, ale nie powiedział nic więcej, bo Maurycy wyciągnął go z gabinetu.
– Lipowa 66/6 – mruknął Mauryc, ciągnąc za sobą Sebę. Za diabła nie wiedział, jak tam dojść.
– Tędy, ma copine rousse!*** – zawołał Sebastian, idąc w kierunku domu.
– Jestem  facetem – burknął Mauryc.
– Wiem przecież! No mówię, no!
– Tia...

* z francuskiego, dosłownie: "mój przyjacielu"
** przeróbka "Zapachniało powiewem jesieni" z "Wiedźmina"
*** z francuskiego; "moja ruda koleżanko". Sebastian po pijaku pomylił się i użył rodzaju żeńskiego zwracając się do Mauryca. W rodzaju męskim powinno to brzmieć: "mon copain roux".

1 komentarz: